BAD HORROR CLUB Shutter- wersja amerykańska

Data:
Ocena recenzenta: 2/10
Artykuł zawiera spoilery!

Zasada jest prosta. Jeżeli chcecie zobaczyć dobry, straszny horror, wystarczy, że sięgniecie po coś z Dalekiego Wschodu. Nieważny jest tytuł czy okładka, większość tartan movies oferowanych przez Azjatów jest warta uwagi. Kilka lat temu, kiedy jeszcze oglądałam głównie dobre horrory, trafiłam na film Shutter (Widmo), produkcji koreańskiej. Po jego obejrzeniu, doszłam wręcz do wniosku, że przestraszył mnie prawie tak bardzo jak Ringu. Oczywiście myśląc o nim teraz, nie dorównuje on Ringu, którego nadal boję się oglądać, jednak wciąż pamiętam Shutter jako bardzo dobry horror. Niestety, nie byłam jedyną osobą, która się na niego natknęła w mniej więcej tym samym czasie...

Na Shutter natknęli się również Amerykańscy producenci, którzy jak wiemy nie uznają sacrum w swoim słowniku. Znani ze spieprzenia Ringu właśnie oraz paru innych dobrych horrorów, uznali, że ich kolejną ofiarą będzie właśnie Widmo. I tutaj stawiam podstawowe pytanie: mając już dobry scenariusz, jak można tak zniszczyć film? W końcu dobry horror opiera się głownie na dobrym pomyśle. Otóż, moi drodzy, Amerykańscy producenci potrafią dokonywać cudów, tak więc remake Shutter jest warty uwagi każdego miłośnika prawdziwego chłamu.

Pod spodem, klimatyczny plakat koreańskiego Widma

oraz uuuuuu jego straaaasznyyy amerykański odpowiednik

Niestety nie jestem znawcą kultury azjatyckiej, jednak oglądając filmy oraz rozmawiając z reprezentantami tej spirytualistycznej rasy, odkryłam, że stereotypowy obraz ducha to kobieta z długimi czarnymi włosami w białej sukience. Ta wiedza pozwala nam zrozumieć lepiej, co widzimy w takiej Klątwie, Ringu czy właśnie Widmie. Nie mówi nam to jednak nic, kiedy ten sam wizerunek pojawia się w niby amerykańskim filmie. Jednak z drugiej strony lepsze to niż stereotypowe prześcieradło z dziurkami na oczy. Shutter pochodzi z rodziny azjatyckich horrorów, które starają się przestraszyć nas wszystkim. Kaseta video=śmierć, Opowiada historię pary (on fotograf, ona kobieta), której życie po wypadku samochodowym ulega przerażającej zmianie. Na zdjęciach pojawiają sie białe smugi, które z czasem zaczynają coraz wyraźniej przypominać byłej dziewczyny fotografa. Film rozwija sie wolno przez co nie tylko poznajemy lepiej bohaterów i relacje ich łączące, ale też apogeum zyskuje mocniejszy wydźwięk.

Amerykańska wersja....o mój boże... Gdybym miała czas, chęć i cierpliwośc prawdopodobnie przeanalizowałabym każdą scenę oddzielnie, ponieważ każda sekunda tego filmu przyczynia się do jego katastroficznego upadku. Widmo jest bardzo typowym remakiem azjatyckiego horroru, tak więc może postarajmy się zrozumieć, co tworzy taki typowy remake oraz czego nas uczą amerykańskie filmy o wschodniej kulturze...

1. Jedziem do Tokio!

Po co? Argumentów jest wiele, wszystkie równie absurdalne. Japonia jest creeeeepy, więc mimo że jest to amerykański remake, wciskamy na siłę naszych białych, amerykańskich bohaterów do strasznej Japonii. Nawet jeżeli jest to remake koreańskiego oryginału. Generalnie, jeden pies.

2. Szowinizm
Nie sądziłam, że kiedykolwiek o tym wspomnę, bo horrory z reguły są raczej szowinistyczne, ale w przypadku remaków azjatyckich filmów, mamy do czynienia z podwójną dawką szowinizmu. Tak jak wspomniałam, w Shutter on jest uznanym fotografem, za którym latają wszystkie laski. Ona jest piękna i gotuje obiad. On zdążył nauczyć się japońskiego na poziomie więcej niż przeciętnym. Ona nie potrafi zrozumieć mapy metra. On zaabsorbowany pracą, obracający się w gronie pięknych kobiet i ich bogatych mężczyzn. Ona analizująca swoją seksowną bieliznę i kurczaka na patelni.

3. W Tokio nikt nie mówi po angielsku...
z wyjątkiem starców i nawiedzonych mediów.
(pod spodem zdjęcie jednego z turystów z personelem szpitalnym. jego ostatnie zdjęcie...)

Generalnie przesrane ma ten, kto potrzebuje pomocy, informacji lub zakupów w Tokio. Wszyscy dziwnie na ciebie patrzą i wykrzykują coś w obcym ci języku. Na szczęście jeżeli odjedziesz jakieś tysiąc kilometrów w góry natykając się na opuszczoną i dawno zapomnianą wioskę, stuletnia kobieta przemówi do ciebie perfekcyjną angielszczyzną. Tak więc w Shutter nasza główna bohaterka nie tylko szlaja się bez ładu i składu po mieście (bo przecież kobieta? w pracy? chyba żartujecie), to jeszcze z nikim nie może się dogadać.

4. Dzieci widzą duchy

Mój ulubiony schemat. Jeżeli uśmiechasz się do dziecka w Japonii, ono nie odwzajemni twojego uśmiechu. Będzie patrzyło ze spokojem w jakiś punkt obok ciebie. Wyrok jest jeden. Obok ciebie na sto procent stoi właśnie duch. A jeżeli w to nie wierzysz...

5. Duchy odbijają się w szybach pociągów, lustrach i szybach samochodów.
I robią durne miny, żeby cię przestraszyć

6. Wszystkie kobiety są seksowne
Zawsze. Wszystkie.

Tak więc mając te kulturowe tło za sobą, skupmy się na samym w sobie remaku i tym, co czyni go tak niestrawnym. Schematy są bowiem tym, co tworzy horrory i mogą być one użyte na ich korzyść, bądź niekorzyść. W przypadku Widma możecie domyśleć się sami, jak powyższe ‘walory’ wpłynęły na moją percepcję filmu.

Ben i Jane są szczęśliwą parą. Zaraz po ślubie postanawiają wyprowadzić się z utopijnej Ameryki i przenieść do nawiedzonego Tokio, dlatego bo jest to remake. Jane spędza czas będąc zazdrosna o Bena, szlajając się po Tokio bez ładu i składu i starając sie zrozumieć skomplikowaną rozpiskę godzin odjazdów pociągów. Ben natomiast, spędza czas pracując z najgorętszymi modelkami w Tokio. Towarzyszą mu seksowne asystentki i bogaci koledzy. Zdjęcia wykonuje zwykłym canonem, w domu używa natomiast cyfrówki. Pełny profesjonalizm.

Już w drodze do nawiedzonego domu w Tokio, naszych bohaterów spotyka coś złego. Mają wypadek, podczas którego Jane jest przekonana, że potrąciła jakąś dziewczynę. Śladu trupa brak, tak więc Ben ignoruje jej histerię.

Jane jednak nie przestaje wątpić w to, że dziewczyna, którą widziała istnieje naprawdę. Nie pomaga jej również fakt, iż kolejne zdjęcia, które wykonuje ona lub Ben wychodzą rozmazane. W pociągach dzieci tępo patrzą w punkt obok niej, a w oknach odbija się źle ucharakteryzowana japońska twarz. Kamera, kiedy Jane się do niej zbliża wydaje buczący, narastający dźwięk, a budynek, w którym mieszkają wygląda jak opuszczony szpital psychiatryczny. Łącząc te zjawiska, Jane postanawia wyjaśnić sprawę. Pyta pierwszą lepszą Japonkę o poradę, na co ona widząc zdjęcie zrobione przez Jane odpowiada to, co każdy Japończyk wie:
“Helloł, to przecież duchy”.
(poniżej, duch jako mistrz kamuflażu)


Jane, jako że kobiety nigdy nie podważają tego, co usłyszą, rozpoczyna więc misję przekonania Bena o istnieniu duchów.

Ben jest zaaferowany pracą, a jak wiemy nie tylko z horrorów, ale też z komedii romantycznych, jeżeli mężczyzna jest zajęty pracą tak, że nie ma czasu i ochoty słuchać o tym, jak jego dziewczyna widzi duchy w metrze, to znaczy, że jest dupkiem i nie kocha. Skoro raz krzyknął na Jane, twórcy filmu zagładają, że publiczność całkowicie się od niego odwróci. Jak on śmiał mając źle wywołane zdjęcia i termin do dogonienia nie posłuchać o twarzy w lustrze?

Jane chodzi z aparatem po domu i robi zdjęcia przypadkowym meblom. Oczywiście mimo iż robi pięć zdjęć, a możliwości jest milion, trafia na ducha dziewczyny. Mimo iż przy okazji straszy i dusi, duch dziewczyny podrzuca (dosłownie) Jane różne informacje, które mają ją doprowadzić do przyczyny pojawienia się Japonki.

No i z tego wszystkiego dowiadujemy się nie tylko, że Ben to dupek, ale też, że jest to bezduszny dupek. Jane przez albumy i majaki nocne poznaje historię, której przez cały film Ben się wypierał. Sprowokowany raptownie gasnącym światłem w pokojach, w których przebywa oraz bólem pleców, postanawia wyznać prawie całą prawdę.

Otóż dziewczyna, której duch prześladuje parę, była niegdyś obsesyjnie zakochana w Benie. Widzimy we flashbackach rozwój tej znajomości i obiektywnie patrząc, każdy normalny człowiek uciekałby z takiego związku, gdzie pieprz nawet nie rośnie. Będąc śledzony i napastowany, Ben wysyła swoich kolegów, żeby pogadali z Megumi. Sytuacja się rozwiązuje i wszyscy żyją długo i szczęśliwie....ale czy na pewno?!

Jak już powiedziałam, Ben to dupek. Tak więc oczywiście Jane zdając sobie sprawę z tego, że skoro duch ją dusi i atakuje co noc jej chłopaka, to na pewno ma dobre intencje, postanawia zagłębić się w szczegóły rozstania Japonki i fotografa. To, że jego koledzy giną w dziwnych okolicznościach, nie działa na korzyść Bena. Na szczęście dla Jane, jak zdrowy psychicznie człowiek, Ben trzyma na komputerze zdjęcia kolegów gwałcących Megumi. Jane jest przerażona, że ma chłopaka debila, jednak postanawia wrócić z nim do Stanów. Po uroczystym spaleniu odnalezionych zwłok Megumi (ah te zwłoki, które nigdy się nie rozkładają), para udaje się na zachód.

Tajemnica bolących pleców Bena rozwiązuje się jednak niezbyt dobrze dla niego. Okazuje się bowiem, że zamiast urny, Megumi woli spędzić resztę życia siedząc Benowi na karku. A pomyśleć, że wystarczyło w ogóle nie wyjeżdżać do Tokio...

Może film nie wydaje się aż tak zły, kiedy o nim piszę. Żeby was przekonać, że jednak jest, załączam ostatnie zdjęcie z Shutter. Zwróćcie uwagę na niesamowitą grę aktorską. Na tym etapie filmu, twórcy wyraźnie wahali się jeszcze, czy Shutter będzie remakiem horroru czy może paranormalnym pornolem:

Jane nie zasługuje na żadnego Voighta.

Zwiastun:

Tekst wyborny :)

Uśmiałem się po pachy :)

Straszny duperk z tego Bena.

Zły, zły Ben. Mam nadzieję, że zrobi mu się na plecach to co Megumi na zdjęciu :P

Czy oryginał nie był przypadkiem tajski?
link

Ale wtopa :)

ale fail;p
czuję się jak producent amerykańskiej wersji. Tajlandia, Korea, Japonia- jeden pies;p

Drodzy czytelnicy,
Zanim poprawię 'koreański" na "tajski", załóżmy, że głównie chodzi o to, że oryginał był lepszy

O, z tym się mogę zgodzić ciemno. Ostatnio widziałam fragmenty amerykańskiej wersji filmu Piekielna gra i miałam podobne odczucia :)

Eee... ale chodzi Ci o "Infiltrację"? To jest bardzo dobry film, chociaż podobno rzeczywiście gorszy od oryginału...

Tak, chodzi o "Infiltrację'. Jeśli się zacznie od "Piekielnej gry", "Infiltracja" scena po scenie wygląda jak marna podróbka. Jak sądzę, nie chodzi tylko o wtórność - dodatkowo dużo gorsze wrażenie robią aktorzy, zdjęcia, montaż, scenografia...

Znaczy dobrze zrobiłam, że najpierw obejrzałam "Infiltrację" ;) A Infernal Affairs idzie na Wishlistę, o ile jeszcze go tam nie ma...

Niestety pewnie po obejrzeniu remaku oryginał traci urok świeżości. /..\

widziałem kiedyś jeden oryginał. był tajski :)

To bardzo w stylu Bum review :)

Tak, Shutter tajski, bo pamiętam że na pięciu smakach wyświetlali... Co nie zmienia sytuacji, że Bad Horror Club jeszcze raz dał radę i świat jest jakby jaśniejszy :)

Oryginalny Shutter to najstraszniejszy horror jaki kiedykolwiek widziałem. Jedyny film podczas, którego brałem pod uwagę ucieczkę z kina podczas seansu. Po jakiego czorta ta wersja amerykańska.

umbrin, po to, byśmy mogli zmierzyć się z naszymi koszmarami i zobaczyć, że nie są takie straszne ;p wspaniałomyślni Amerykanie, chcieli dobrze

Paranormalny pornol to chyba ciekawy kierunek rozwoju dla wschodniego kina. Jak znam życie, to już pewnie eksplorowany :)

A tekst świetny oczywiście!

Dodaj komentarz